Mamy rok 2017. Od kryzysu z 2008 roku minęło już sporo czasu. Przez ten cały okres nasza rodzima giełda powoli pięła się do góry, aby w końcu dojść do historycznych maksimów wyznaczonych przez poprzednią hossę.
Te 10 lat, które dzieli ostatnie hossy na GPW to na tyle długi okres, aby ludzie zapomnieli jak skończyła się tamta przygoda. Nie chcę od razu siać paniki, ale apeluję o rozwagę! Historia lubi się powtarzać.
Na podstawie wydarzeń z lat 2007-2008 spróbuję wyjaśnić, na czym polega fenomen przewrotnej natury ryzyka i uzmysłowić Ci jak niebezpieczne dla Twoich finansów może być słuchanie podszeptów bankierów i wszelkiej maści doradców finansowych.
Przewrotna natura ryzyka
Wróćmy jednak do roku 2007. Wtedy to Warszawska Giełda Papierów Wartościowych była na szczycie trwającej od kilku lat hossy. Instytucje finansowe kierując się chęcią wyciągnięcia z ludzi jak największej ilości pieniędzy zewsząd bombardowały nas informacjami o tym, ile można zarobić na giełdzie, prezentując wykresy spółek z kilku ostatnich lat.
Jak grzyby po deszczu zaczęły pojawiać się Towarzystwa Funduszy Inwestycyjnych oferujące przeróżne aktywa. W radiu i telewizji ciągle trąbiono o giełdzie i inwestowaniu. Urabiano ludzi, wmawiając im, że inwestowanie jest bezpieczne, a możliwości osiągnięcia zysków ogromne.
Oczywiście mało komu, ze zwykłych przeciętnych ludzi, którzy to byli głównymi klientami tych wszystkich Towarzystw Funduszy, do głowy nie przyszło, że to wszystko może być wielką pułapką i że to, co tak przez tyle lat szło do góry w końcu musi zacząć spadać. Nikomu nie zapaliła się lampka alarmowa, wskazująca na to, że to właśnie teraz poziom ryzyka jest największy.
Naturalnie, informacje o tym, że szczyt hossy jest najlepszym momentem na sprzedaż akcji, a nie na ich kupowanie były dobrze ukrywane przez branżę finansową, która do końca była w ofensywie i wpychała ludziom jednostki funduszy w momencie, kiedy były one najdroższe w historii.
Wielki kryzys
Na smutny finał nie trzeba było długo czekać. Nie cały rok później giełda była w największym dołku od lat, a wszelkie akcje i jednostki funduszy mocno potaniały. Tak naprawdę, to wtedy właśnie był najlepszy moment na wejście w inwestycje, ale było już za późno. Poczucie ryzyka wzrosło dramatycznie. Ludzie mięli już dość giełdy i innych dziwactw.
Pomimo tego, że był to tak naprawdę najlepszy okres do tego, aby kupować jednostki funduszy, gdyż ryzyko poniesienia strat w dłuższym terminie było niskie, nikt już nie chciał tego robić. W ludziach nasiliło się uczucie lęku i ryzyko znowu zaczęło być pojmowane na odwrót.
Oczywiście branża finansowa znowu przyszła „z pomocą”. Pojawiły się oferty depozytów i obligacji, ale także nieco mniej bezpiecznych instrumentów tj.: polisolokaty, czy lokaty ustrukturyzowane z ochroną kapitału (sam też wtopiłem tam nieco kasy).
Rok 2017
Ostatnie miesiące to również szczyt polskiej giełdy. Całe szczęście dziś już tak głośno się o tym nie trąbi i nie zachęca do wejścia na rynek. Chociaż może jeszcze wszystko przed nami? Może jeszcze bankierzy i inni sprzedawcy upomną się o swoje pieniądze? Na wszelki wypadek miejmy się na baczności!
Zdaje mi się, że tym razem podchody do klientów robi się jednak znacznie ciszej. Niektóre banki próbują powoli przyzwyczajać ludzi do giełdy i ryzyka oferując połączenie lokat z funduszami itp.
Może tylko jestem przewrażliwiony i to, co się dzieje nie jest kolejną próbą wyciągnięcia kasy od naiwnych ludzi. Ale na wszelki wypadek, radzę podchodzić do takich ofert w dystansem.
Nie bądźmy jak przysłowiowy Polak, który zawsze jest mądry po szkodzie i jeśli nie jesteśmy czegoś pewni na 100% i jeśli nie do końca rozumiemy działanie aktywa, w które chcemy wejść, to dajmy sobie na wstrzymanie.
Historia lubi się powtarzać. Pokażmy więc branży finansowej, że potrafimy wyciągać wnioski i uczyć się na błędach i nie dajmy się głupio naciągnąć.
Podsumowanie
Może się mylę i to, co obserwuje nie jest wcale cichą próbą znieczulenia nas, oswojenia z funduszami i manipulacją mającą na celu zmianę naszego myślenia o ryzyku, ale intuicja podpowiada mi, że powinniśmy mieć się na baczności.
Zanim wyciągniemy pieniądze ze skarpetki, aby zainwestować je w jakieś aktywa, na chłodno przeanalizujmy ryzyko z tym związane.
Mam nadzieję, że historia z przed dekady tym razem się nie powtórzy i że ludzie drugi raz nie dadzą się nabrać.
A ty co sądzisz na ten temat? Jest się już czego obawiać? Jestem przewrażliwiony, czy rzeczywiście zaczęła się już cicha ofensywa?
---
---
Podobało się? Jeśli tak to nie zapomnij podzielić się powyższym artykułem ze znajomymi klikając w ikonki z lewej strony.
Będzie mi niezmiernie miło jeśli weźmiesz też udział w dyskusji i zostawisz po sobie komentarz :)
Zapraszam Cię również na mojego Facebooka- tutaj
Pozdrawiam/Wojtek
Kurczę, świetny artykuł! Moim zdaniem mamy teraz ciszę przed burzą. Warto zainteresować się polityką i ekonomią, żeby nie zrobić fałszywego kroku. Inwestycje są bardzo pociągające, ale najlepiej kalkulować wszystko na chłodno. Cóż, moim najlepszym doradcą jest Krugman, więc staram się analizować wszystko sama. Może przez brak zaufania do kogokolwiek okaże się, że jestem stratna, ale przynajmniej nigdy nie będę musiała sobie pluć w brodę, że "przecież to nie moja wina"... :>
OdpowiedzUsuńMusimy pamiętać, że to my zawsze jesteśmy odpowiedzialni za nasze wybory. Doradcy mogą nam "doradzić", ale ostateczną decyzję podejmujemy sami. Warto więc, tak jak piszesz, kalkulować samemu, na chłodno, aby podjąć dobrą decyzję. Ja już raz kiedyś zaufałem rekomendacjom analityków domu maklerskiego, skończyło się na prawie spadkami kursu akcji o 95% i utratą kapitału :)
UsuńMyślę, że możesz mieć rację. Patrząc na to, co było kiedyś można tylko przewidywać, ale tak jak to napisałeś "historia lubi się powtarzać" i w tym stwierdzeniu zgodzę się w 100%.
OdpowiedzUsuńNajwiększa bańka to i tak jest na bitcoinach. Jak już może je kupować w biedronce to znaczy, że jest to już ostatni moment, aby się ich pozbyć, a nie kupować. Zobaczymy ilu ludzi za chwilę będzie płakać.
UsuńPrzyznam, że jestem dość cienki jeśli chodzi o inwestycję i ciągle się douczam. Ostatnio sporo straciłem na ICO, więc stwierdziłem, że nie tykam już tych krypto niewyregulowanych przypominających hazard i pora zacząć się uczyć od prawdziwych big boyi.
OdpowiedzUsuńA ja się zastanawiam, czy nie włożyć pieniędzy w IKZE. Na pierwszy rzut oka to nie ma zbyt wiele wspólnego z inwestycją, ale jak weźmiemy pod uwagę, że wpłaty można odliczać od podatku, to robi się bardzo ciekawie :)
OdpowiedzUsuńNa pewno warto, tym bardziej, że statystycznie rzecz biorąc mamy niewielkie szanse na to, że otrzymamy w przyszłości godziwą emeryturę z Zusu. Weź tylko pod uwagę, że od wartości wypłaty przyjdzie Ci zapłacić zryczałtowaną prowizję w wysokości 10%. No i minus jest też taki, że pieniądze wypłacisz dopiero po ukończeniu 65 roku życia.
OdpowiedzUsuń